Tomasz budzi się w białej pościeli na wersalce.
Trzeba będzie zejść na śniadanie. Nieprzyjemnie. Lepiej nie. Na pewno nie ma już Urszuli, która pojechała samochodem do pracy, złożywszy swój narożnik w pokoju dziennym. Czeka mocna herbata, w tym zbrązowiałym wewnątrz kubku, co zawsze, i chleb z pasztetem. Tylko blada buźka Emilki ―
Tomasz budzi się przy wypełnianiu druku na komputerze.
Trzeba posłać pliki do urzędu wojewódzkiego. W terminie do dnia dzisiejszego, zrób coś z niczego. Na pewno jest z siebie dumna pani asystent, która po prostu powklejała do dokumentu punkty z materiałów, potrząsnąwszy wieloznacznie złotą czupryną na szefa. Czeka latte macchiato, za trzy złote w plastikowym kubku z automatu, i petenci o czternastej. Tylko dęby w parku za oknem ―
Tomasz budzi się z dłońmi w nocy na kolanach przed telewizorem.
Trzeba wypchać mózg jakąś papką, żeby tym lepiej usnąć. Tym większa trudność, że tkwi w stopach jakby marzłoć. Na pewno Tomasz Dłociliski nie zazna tej nocy spoczynku bez termoforu. Dlaczego w ogóle koło pięćdziesiątki stał się taki słaby i ciągle kaszle? Czy tak to miało wyglądać? ― brzmi niedorzeczne pytanie, tak jakby nie wiedział od dawna, czym jest życie. Odrzuciłby to poznanie i niechcianą dojrzałość. Trzeba by zrobić coś jak tamta Wiśniewska, która odleciała gdzieś daleko, nakazawszy sobie przyszyć skrzydła kaczki. Czeka zimna woda, by umyć zęby i krocze, a potem zimna kołdra. Tylko ― sen ―
Tomasz budzi się z wędką w ręku na rybach.
Trzeba będzie już się zbierać znad zalewu. Fred wyszedł zza krzewów, Lolek — zaniemógł. Na pewno to mokre powietrze zmieniło w zestaloną zawiesinę kości w jego lewej nodze, którą może teraz co najwyżej obrzucać szeptem przekleństwami, tyle się w życiu nasiedziawszy na stanowiskach. Czeka wieczorna męska biesiada przy piwie z zielonych puszek, które otwierają się z sykiem, i bułka z pasztetem. Tylko gwiazdy, które chyba są gdzieś na niebie —
Tomasz budzi się w białej pościeli na wersalce.
Trzeba będzie zejść na śniadanie. Nieprzyjemnie. Lepiej nie. Na pewno nie ma już w domu Urszuli, która pojechała samochodem do pracy, złożywszy swój narożnik w pokoju dziennym. Czeka mocna herbata, w tym zbrązowiałym od wewnątrz kubku, co zawsze, i chleb z jakąś wędliną. Tylko blada buźka Emilki, z czasu, gdy była jeszcze pyzata i siedząc wspierała głowę na rączce, krążyła mężczyźnie pod zamkniętymi powiekami.
(powrót do odcinka czwartego)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz