W owym czasie wśród mieszkańców miasteczka G. znalazło się wielu takich, co pozwalali swoim dzieciom płci obojga w ogóle opuszczać szkołę, uznawali bowiem, że można teraz bez trudności zdobywać pieniądze na opędzanie wszelkich wydatków. W tego rodzaju okolicznościach pojawili się zmyślni kupcy i kapitaliści, którzy wyprzedawali tanio rzeczy niezbyt drogo otrzymane, bowiem dzięki mocy czterowymiarowych drukarek. Do różnych posług zatrudniano już najgorszych leni i hultajów.
Jednak nie zawsze maszyna wszechsprawna zaspokaja wszystkie potrzeby, a czasem też nie chce się od niej tego: co może być dobrze wiedzieć, kiedy ją spotkacie. Opowiem, w nadziei, że zdoła zająć tak świetne towarzystwo, historię związaną z tą materią. Będzie ona o pani, która nieopatrznie pozwoliła swemu sercu utonąć w oczach pewnego młodzieńca; i zechciała mu użyczyć wedle jego życzeń owoców twórczych maszyn, jeśli nie własnych, to mężowskich, zanim by go obdarowała kwiatami swojego afektu i przyrodzenia.
Żyje, jak słychać, w miejscowości R. pan Grzegorz, człowiek zamożny, zasobny w ziemię i kapitały, a cieszący się sławą uczciwego obywatela. Lecz doglądanie skomplikowanego interesu od rana aż po wieczór tyle mu zajmuje czasu, że nie staje go na oddawanie małżonce tego, co jej się z natury od męża należy. Piękna pani Katarzyna ― takie jest imię żony pana Grzegorza ― nawykła więc spędzać późne godziny na szyciu przy oknie w kuchni. W ten sposób nudziła się bardzo, dopóki nie nastąpiło następujące zdarzenie.
Oto pewnego dnia pod dom naszych państwa zajechała niebieska ciężarówka; pracownicy wyładowali z niej bryłę lodowatej substancji, olbrzymią jak pół stodoły, kryjącą czterowymiarową drukarkę nie większą od melonu. Pan Grzegorz osobiście przyglądał się tym czynnościom i nakazał maszynę umieścić w starym garażu, nieopodal sadu pełnego grusz i śliw.
― Spójrz ― rzekł do żony ― będziemy mogli teraz wytworzyć sobie wszystko, co będzie nam potrzebne, albo czego nam się zachce.
Ona zaś ucieszyła się w duchu z ubrań i butów, które obiecała sobie sprawić, by oszołomić inne kobiety z sąsiedztwa i z towarzystwa. Aliści ktoś jeszcze pojawił się wraz z nowym nabytkiem: mianowicie młody i nadzwyczaj urodziwy pan Patryk, co uzyskawszy na uniwersytecie stopień magistra został operatorem wszechsprawnego mechanizmu, opłacanym przez korporację Dreamprinter. Oglądając co rano z okna pana Patryka, gdy biegał po słonecznej ulicy, pani Katarzyna zapragnęła go z gwałtownością serca przyzwyczajonego już do rzadkiego bicia w piersi na pół zamarłej, jak ziemia nieorana. Zatem wezwała wzmiankowana pani do siebie swą zaufaną dziewczynę Rusinkę, imieniem Nadzieja, i zwierzywszy jej swoje troski posłała do pana Patryka, by Nadzieja przekazała mu zaproszenie do domu na partię szachów po południu.
Trzeba powiedzieć, że kształty ciała bogatej Katarzyny od początku nie uszły uwagi młodego inżyniera. Będąc jednak leniwym i nieśmiałym z usposobienia, nie podjął żadnych starań, by ją uwieść. Kiedy zaś Rusinka przyniosła mu wiadomość od pani, zdumiał się i zmieszał, ale obiecał przyjść, jak tylko obowiązki mu to umożliwią.
W pewien dzień wiosenny zasiedli pan Patryk i pani Katarzyna nad szachami w ogrodowej altanie; jej mąż pilnował w tym czasie prac na polu. Niepewny jak się zachować, przecież młodzieniec uzyskał prędko przewagę na planszy, co nie było wbrew woli pani Katarzyny. W pewnej chwili pan Patryk sięgnął po konia, by zadać szach białemu królowi, zagrożonemu w sąsiedniej kolumnie przez wieżę. Pani Katarzyna chwyciła wtedy w ręce dłoń magistra, którą musiał był zbliżyć do jej piersi, i ściskając mocno, wyznała z głębi duszy miłość, co ją paliła. A widząc jego rozszerzone źrenice i czując drżenie rąk, dodała:
― Mój najmilszy, mam władzę nad maszyną, jak i mój mąż. Każę więc jej stworzyć dla ciebie to, co najbardziej nasyci twoje oczy, co najmilej ogrzeje twoje serce, a na końcu to, co wprowadzi cię całego w najsilniejsze drżenie.
Pan Patryk zdążył już w myślach ulec zupełnie woli pani, by połączyć się pieszczotą na poduszkach ścielących ławki altany. Lecz obietnica zaciekawiła go na tyle, by się zgodził przyjąć, co mu darowano. Wtedy kobieta, nie puszczając dłoni pana Patryka, powiedziała jeszcze:
― Jednak jeśli zadowolę cię we wszystkim, to oddasz mi swój dostępnik, bym mogła, gdy zechcę, odciąć Sieć od twej oblicznicy i wezwać cię do siebie.
― Moja pani ― rzekł na to pan Patryk ― będzie, jak mówisz.
Udali się oboje do garażu, gdzie stała czterowymiarowa drukarka. Pani Katarzyna nakazała Nadziei wypatrywać samochodu pana Grzegorza z poddasza, na wypadek, gdyby mąż miał przedwcześnie wrócić. Obrotną dziewczynę pani obiecała wynagrodzić drogimi koralami z pereł, jeżeli dobrze wypełni swe zadanie.
Nasz magister stanął nad pulpitem rozrządu, gdy pani zajęła, zeskanowawszy tęczówki dla potwierdzenia, miejsce przy mikrofonie. Zapytała pana Patryka, co by jego oczy najbardziej nasyciło. „Kto wie, czy będę mógł jeszcze kiedyś spełnić swe życzenia tą maszyną: lepiej więc, bym nie stracił tej okazji na byle widoczek. A z drugiej strony nie mogę zażądać widoku pięknej kobiety, by nie wzbudzić zazdrości tej, co przede mną stoi” ― pomyślał sobie. Wahając się dłuższą chwilę, odparł, że chciałby zobaczyć wodospad wznoszący się wieloma piętrami, nad którym unosi się mgła; wokół powinien rozciągać się las pełen cudzoziemskich drzew, otoczony łańcuchem śnieżnych szczytów; a poza tym w dole powinien się otwierać widok na piekło, a w górze na niebo. Pani Katarzyna naszeptała do mikrofonu, co jej pan Patryk powiedział, i śmiejąc się dodała jeszcze to i owo od siebie. Zgodzili się przy tym, żeby pole działania drukarki ograniczyć dla dyskrecji i oszczędności energii do garażu, w którym się znajdują. Seanse miały trwać równo pięć minut.
Maszyna zaszumiała głośniej i zamigała jaśniej niż na jałowym biegu. I zobaczyli oboje, że ściany wraz z sufitem i podłogą znikają, by ustąpić temu, czego pan Patryk sobie był zażyczył. Przy czym pani Katarzyna, mniej mając oporów od jej ulubieńca, nakazała, by po wodzie zjeżdżały nagie dziewice o mlecznej płci i złotych włosach. Na dole krasawice igrały w rzece. W otchłani piekielnej diabły z duszami potępionymi gotowali się jak w kotle, wśród chmur na niebiosach śpiewali najprawdziwsi anieli, tak że pani Katarzyna i pan Patryk poczuli się przy tej sposobności umocnieni w wierze chrześcijańskiej. Po pięciu minutach, tak jak ustalono, wszystko rozpadło się w chmury prochu, zassane szybko przez wentylatory.
Pani Katarzyna zapytała pana Patryka, czy jakiś wytwór ludzkiej zmyślności by mógł lepiej nasycić jego oczy. Młodzieniec musiał odpowiedzieć, że nie. Dalej miał postanowić, co by najmilej ogrzało jego serce. Wciąż pragnąc zrobić wrażenie szlachetnej osoby, wybrał uczynienie dostatnim i pomyślnym życia tysiąca nieszczęśliwych dzieci. Znowu uzupełniła to pani Katarzyna od siebie o danie dziatwie większego rozumu, żeby i później radziła sobie lepiej w świecie. Jakoż maszyna, ponieważ zabrakło jej nieszczęśliwych dzieci w okolicy, wytworzyła znaczny zastęp dodatkowych, które otarłszy łzy poczęły się uśmiechać i dziarsko śpiewać, zanim nie znikła cała gromadka i proch nie został pochłonięty przez wentylatory.
I tym razem pan Patryk przyznał, że za sprawą pani Katarzyny serce jego zostało rozgrzane najmilej, jak to by sobie można pomyśleć. Z kolei postawiła przed nim kwestię najsilniejszego drżenia. Tutaj przestraszył się nieborak, że będzie musiał oddać swój sieciowy dostępnik roznamiętnionej kobiecie, i począł myśleć, jak by uniknąć takiego obrotu zdarzeń. Powiedział więc:
― Moja pani, tym razem prośba moja będzie prosta. Spraw, jeślić się tak spodoba, bym miał lat siedemnaście i znalazł się na łące, gdzie rosną wierzby, i by w porze zmierzchu zapach wiatr niósł świeżego siana. Nic nie wzruszy mnie bardziej niż wspomnienie młodości.
― Czy nic w tym nie pominąłeś, Patryku? ― spytała pani Katarzyna, tknięta podejrzeniem.
Pan Patryk milczał chwilę, nim odparł:
― To prawda, że miałem wtedy przy sobie dziewczynę, która była moją kochanką. Ale nie ona jest istotna: chcę zobaczyć wieś, gdzie mieszka mój dziad.
― Będzie, jak powiedziałeś.
Nie bez wahania pani Katarzyna wyszeptała rozkazy dla maszyny twórczej. Wokół dwojga pojawiła się pachnąca łąka mazowiecka. Jakże zdumiał się pan Patryk, gdy ujrzał u swojego boku panią Katarzynę z lśniącymi świeżo kasztanowatymi włosami, policzkami krągłymi i gładkimi, słowem odmłodniałą, zdaje się, o dwa dziesięciolecia, i jeszcze przebraną w niebieską sukieneczkę w grochy. Razem zapomnieli się w pocałunku, lecz każde czuło przy tym dziwne przerażenie, którego nie potrafiliby sobie wypowiedzieć. Młodzieniec ze wszystkich sił starał się w tym czasie powstrzymać członki od poruszenia.
Kiedy wszystko się rozwiało, pani Katarzyna zapytała z niepokojem, trzymając ciągle w ramionach kochanka:
― Powiedz zatem, czy nie zadrżałeś teraz najsilniej ze wszystkich mężczyzn? Bowiem nie czułam?
― Nie wolno mi kłamać, moja pani ― powiedział pan Patryk, spuszczając wzrok ― powiem więc szczerze, że nie drżałem, choć zrobiło mi się w środku gorąco. To dlatego, że dałaś mi całkiem nowe przeżycie, i byłaś dla mnie ważniejsza niż wspomnienie. Moja pamięć, Katarzyno, przestała mnie przed chwilą poruszać.
Na to pani Katarzyna rozpłakała się i przyznała, że nie wypełniła danego przyrzeczenia, chociaż oświadczenie pana Patryka wielce ją zadowoliło. Ten zaś cieszył się w skrytości ducha, że zachował swój dostępnik we własnych rękach: albowiem tak naprawdę niewiele pamiętał z czasów, kiedy był wożony ojcowskim autem na wieś na wakacje; zaś co do pulchnej Anny o czarnych warkoczach, co mieszkała wówczas w pobliżu i wyobraził ją sobie wtuloną w niego pod wierzbą, to nigdy nie była jego kochanką inaczej niż w nieprzytomnych rojeniach przyszłego magistra. Takim to fortelem zdołał wzruszyć uroczą mężatkę, wychodząc na swoje: i cieszył się nią i tamtego popołudnia, i jeszcze później po wielokroć, a ona niezmiennie była mu rada.
(powrót do odcinka trzeciego)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz